25.01.2018

STYCZEŃ 1945 - WKROCZENIE SOWIETÓW



06/04/2008
           Styczeń 1945 r. – wkroczenie Sowietów do Wschodniej Wielkopolski
                       – fragmenty wspomnień Bogdana Bladowskiego.    

     Kaliszanin Bogdan Bladowski w okresie II wojny światowej ukrywał się przed wysiedleniem w okolicach Tuliszkowa. Ten były sędzia Sądu Najwyższego, mieszkający w Warszawie, w 2002r. tak wspominał wkroczenie Sowietów do Wschodniej  Wielkopolski:                                        
  ,,W miasteczku położonym na uboczu głównych szlaków komunikacyjnych, zwiastunami zbliżającej się klęski wroga były ciągnące dniem i nocą kolumny wozów konnych z uciekającą ludnością niemiecką. Czasami przejechał tędy, nie zatrzymując się, samochód wojskowy. Obserwowaliśmy niebo, na którym coraz częściej pojawiały się samoloty z czerwoną gwiazdą na skrzydłach.

   Tej mroźnej nocy z 20 na 21 stycznia nie spaliśmy, nasłuchując kanonady artyleryjskiej i bombardowań lotniczych. Rankiem wyszedłem z domu kierując się w stronę Rynku. Było tam sporo mieszkańców, stojących jednak w bezpiecznej odległości od posterunku żandarmerii. Znajomy, weteran dwóch wojen światowych, powiedział do mnie nie zniżając bynajmniej głosu: „żandary uciekają, koniec okupacji!” Na dwie bryczki ładowali broń i bagaże. Dołączyłem do gromadki chłopaków, którzy podeszli bliżej.  Miałem swoje porachunki ze szczególnie brutalnym żandarmem Hase (przed wojną „Zając”), który kiedyś, gdy nie zdjąłem przed nim czapki, co obowiązywało Polaków, ryknął:  „mutze ab!” i wymierzył mi taki cios w głowę, że ja drobny chłopczyna wywinąłem kozła, a przez kilka dni miałem szum w uchu. Poprzysiągłem mu zemstę, a teraz on wymykał się bezkarnie. Zdawało mi się, że nasze spojrzenia skrzyżowały się. W tej chwili wydarzyło się coś niespodziewanego. Nieobliczalny Kaziek krzyknął, dostatecznie głośno, aby żandarmi usłyszeli: „Hitler kaputt!” Zdrętwieliśmy w naszej gromadce, cofnęli się ludzie stojący dalej. Żandarmi mogli nas poczęstować na pożegnanie serią ze szmajsera. Skończyło się na tym, że komendant pogroził nam pięścią wołając: „nicht kaputt, nicht kaputt!”, po czym dał rozkaz odjazdu. A  Kaziek  stał się bohaterem tego dnia, opowiadano sobie o jego wyczynie w całym  miasteczku.

   Oddychaliśmy pierwszym powiewem wolności. Były jednak głosy, aby zachować ostrożność, Niemcy bowiem mogą powrócić, bądź cofać się będą oddziały Wermachtu. Rzeczywiście, około południa, maszerowało na obrzeżu miasteczka kilkunastu żołnierzy. Poszukiwali podwód konnych, lecz poprzestali na wyjaśnieniu, że wcześniej zostały zarekwirowane. Udali się pieszo szosą kaliską , gnani strachem. Nie uszli jednak daleko. Gdzieś na trzecim kilometrze skręcili z szosy do młyna wodnego „na Zuchale”. Nie mogli gorzej trafić – w zabudowaniach kwaterował oddział partyzancki, przemieszczający się w strefie przyfrontowej na południe. Zaskoczenie było obustronne, lecz partyzanci pierwsi otworzyli ogień, co przesądziło o wyniku starcia.

   O zmierzchu nadjechał od strony Konina zwiad radziecki, GAZ z sześcioma żołnierzami pod dowództwem lejtnanta. Zostali w Rynku radośnie powitani. Na pytanie: „u was Germańcy?” – starsi tuliszkowianie, znający język rosyjski z okresu zaboru, udzielili szczegółowych informacji. Po kwadransie zwiadowcy udali się w drogę powrotną, zapowiadając nadejście niebawem czołowych oddziałów armii. Nastała druga, nieprzespana noc. Rozmowy rodaków , przeplatane toastami: za zwycięstwo!

   Następnego dnia od świtu przetaczała się zmotoryzowana kolumna. Odłączył od niej i został w miasteczku kilkuosobowy oddział porządkowy i regulacji ruchu. Wystąpiła też polska milicja  pod samozwańczą  komendą miejscowego watażki  K. , który najpierw zapowiedział  zabezpieczenie sklepów i magazynów  poniemieckich , jak  się  jednak  miało okazać,  oszabrował  je ze swoimi ludźmi.  Tylko też ten pierwszy dzień wolności rodzi przyjemne wspomnienia  -  euforia z gwałtownej zmiany rzeczywistości  okupacyjnej. Młodzież uformowała samorzutnie oddział, maszerujący ulicami: śpiewaliśmy „Polonię”.

   Później było już ponuro. Jeńcy niemieccy, maruderzy uciekający lasami i polnymi drogami, byli wyłapywani  przez  milicjantów i zabijani na miejscu. Długo prześladował mnie widok trupów, dużych plam , nawet kałuży  krwi na śniegu.  Po kilku dniach dawali się we znaki żołnierze – wyzwoliciele, słychać było o gwałtach na kobietach , rabunkach w mieszkaniach. Rozbito bramę do miejscowej gorzelni.  Żołnierze i  mieszkańcy zapijali się do nieprzytomności, widziałem  ich  leżących  pospołu na  ziemi.”

   Również relacje świadków z rejonów bliższych Prośnie, pokazują podobny obraz pierwszych dni, tygodni po tzw. ,,wyzwoleniu”. Charakterystyczne jest, że świadkowie ci, nawet  50-60 lat od opisywanych wydarzeń  zastrzegali sobie anonimowość, gdyż jak mówili ,,nie chcieli się narażać”.
   Można powiedzieć, że w styczniu 1945 r. również w Wielkopolsce realizowały  się trafne słowa  wiersza powstałego w okresie Powstania Warszawskiego o ,,zastąpieniu czarnej śmierci  przez czerwoną zarazę”.

    Na podstawie fragmentów wspomnień Bogdana  Bladowskiego  pt. ,,Hitler kaputt !” w „Kaliszanie w Warszawie”, nr32/33, 2002 

P.S. ,,Jestem byłym tuliszkowianinem, obecnie mieszkam w Kaliszu. We wspomnieniu Bladowskiego o niemieckim żandarmie Hase (Zając) to trochę dowiedziałem się od moich śp. rodziców.

Był to rolnik niemiecki mieszkający przed wojną w Polsce koło Tuliszkowa we wsi Gadów. Po wkroczeniu Niemców, został sołtysem a później został (policjantem) funkcjonarjuszem SS w Tuliszkowie. Brał udział w łapankach na Żydów i ich egzekucjach w okolicznych lasach. Jego żona do Polaków była dobra, ale on  był już gburem. Przed wkroczeniem sowietów do Tuliszkowa żonie w ostatniej chwili udało się wyjechać na zachód ,ale w tej pospiesznej ucieczce zawieruszyła im się 10 letnia córka, która po wyzwoleniu błąkala się po Tuliszkowie i żebrała. Żona Hase osiadła w Hamburgu i po roku pisała rozpaczliwe listy do znajomych tuliszkowiaków ,żeby się dowiedzieli co sie stało z jej mężem, nie otrzymywała odpowiedzi,bo bano sie pisac do niej. Nie wiedziała ,że w Kaliszu już w 1945r. został zabity, tak jak sugerował Bogdan Bladowski ,że dostanie czapę.  Daniel "

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz