24.01.2018

TAM,GDZIE ROSNĄ KONWALIE



Fragmenty -, ,Tam , gdzie rosną konwalie”
07/02/2009
Fragmenty  książki  Zdzisława  Kulawinka - ,,Tam , gdzie  rosną  konwalie”, Kalisz 2007 r.

 ,,  Gaje, bory, lasy
    Tam, gdzie jeszcze nie tak dawno
    Były  pola uprawne
    Stoi  stary dom .

   Książkę tą poświęcam

Wszystkim, którzy zamieszkiwali na tych terenach przez całe wieki do teraz: Niemcom, Polakom i ich rodzinom .
                                                                    Wstęp

W połowie lat pięćdziesiątych  jako kilkunastoletni chłopak często przebywałem wraz z ojcem na polowaniach w lasach pomiędzy Stawiszynem a Grodźcem.
Przemieszczanie się po tym terenie motorem, później samochodem, za każdym razem było bardzo trudne.
Piaszczyste drogi leśne i trakty nie pozwalały na dłuższą jazdę, która kończyła się najczęściej na pierwszych niewielkich wzniesieniach.
Resztę drogi pokonywaliśmy na pieszo. Wchodziliśmy do jednej wsi, to znowu do następnej. Znaliśmy wszystkich chłopów, którzy tutaj mieszkali ze swoimi rodzinami. Biednych Polaków i jeszcze biedniejszych Niemców ukrytych głęboko w lesie w swoich chałupach, których nikt nie chciał.
Bardzo często wracałem już w swoim dorosłym życiu do tych wspomnień, które nie dawały mi spokoju … .

                                                                 Fakty

W połowie XVI wieku wśród zwolenników reformacji w Wielkopolsce  znaczną rolę odegrał Stanisław Lutomirski – proboszcz z Konina.
Opracował wyznanie wiary przedstawione królowi na sejmie w 1555roku.
Wtedy to Luteranie uwierzyli, że wśród innowierców mają stosunkowo największe szanse pozyskania króla, przy dużej ilości wiernych, żywiołowo tworzących się gmin ludności niemieckiej. Przed szlachtą po raz pierwszy stanęła perspektywa zdobycia osadników za cenę zapewnienia im tolerancji religijnej… .


  A  tutaj  , co jest  panie  Edwardzie – Zapytała
- Podejdziemy  trochę  bliżej , sama  zobaczysz .
Zatrzymali się .
- To jest  cmentarz  w  środku  lasu . Stary zapomniany cmentarz ewangelicki .
Dziewczyna  poruszała się  wolno od grobu do grobu .
Większość nagrobków  była  zniszczona , najstarsze zrównały się  prawie  z  poszyciem leśnym .Tam, gdzie płyty nagrobne były jeszcze w dobrym stanie ,Zosia odczytywała imiona , nazwiska i daty .
- Panie Edwardzie, tutaj leży przewrócony krzyż, cały porośnięty mchem. A tu są groby małych dzieci, proszę zobaczyć. Wkoło dużo, dużo konwalii.  Przykucnęła, czyściła ręką zasypane liśćmi i  igliwiem płyty.
- Ta dziewczynka miała trzy latka. Ten chłopiec pięć. A tutaj leży rodzeństwo, które zmarło w tym samym dniu. Dziewczynka – cztery latka, a braciszek osiem. Musiało coś się stać! Pewnie jakieś nieszczęście.  Jeszcze przez chwile postała przy grobach małych dzieci i poszła dalej. Zatrzymała się przy leżącej płycie, którą z trudem postawiła i oparła o drzewo. Z uwaga czytała wyraz po wyrazie.
- Proszę, posłuchać tej poezji wykutej gotykiem na kamieniu:

               Kwitniesz jak kwiat
               Na który się patrzy z radością
               Jak na chwały Stwórcy Świata
              Z Twoją nieobecnością

Przeszła do następnego grobu, oczyściła napisy i znów czytała:

            W rajskim ogrodzie bytowania
            Przychodzisz w swoim majestacie
            Dokąd po krótkiej chwili czekania
           Twoja święta ojczyzna przygarnia cię

Spojrzała jeszcze raz na płytę. Pośród zamazanych liter wyjątkowo wyraźnie dawało się odczytać nazwisko zmarłego: Muller. Poszła dalej.
- A tutaj jeszcze jeden:

            Czym było moje życie
            Od moich młodych lat
            Jak tylko trudem i znojem
            Tyle ranków i prawie tyle nocy
            Z kłopotem i zmartwieniem
            Z troską i serca staraniem

- Muszę Ci powiedzieć – mówił Edward, – że takich lub bardzo podobnych cmentarzy w tych lasach jest więcej. Znam ich, co najmniej dwadzieścia. Odwiedzam je . …

- Duży ten cmentarz. Skąd na tych terenach cmentarze ewangelickie? Było tu tylu Niemców? – zapytała przypominając sobie niemiecko brzmiące nazwiska na oglądanych nagrobkach.
- Podobne pytanie zadałem sobie czterdzieści lat temu. Dzisiaj mogę już na nie odpowiedzieć, choć nie było łatwo. To długa historia. Chcesz, żebym ci o tym opowiedział?
- Tak – odrzekła dziewczyna i usiadła obok niego.
- Więc słuchaj. Kiedy w Niemczech zaczęła się reformacja Martin Luter opowiedział się po stronie chłopów niemieckich, którym ciągle podnoszono opłaty pańszczyźniane. Zakazywano im na przykład korzystania z pańskich lasów, pastwisk i wód. Poparcie Lutra spowodowało, że w czerwcu 1524 roku wybuchł pierwszy zbiorowy bunt chłopski. Było to w hrabstwie Sliihlingen. Ruch powstańczy rozprzestrzenił się bardzo szybko niemal w całym kraju. Na prowincję dotarły zradykalizowane i przeinterpretowane poglądy Lutra. Stało się to za sprawą Tomasza Munzera, nazywanego prorokiem, który otwarcie nawoływał do przemocy. Twierdził, że należy siłą odbierać panom feudalnym i majątkowym majętności, kościoły, klasztory i równo podzielić między chłopów. Sam Luter odciął się od tych populistycznych haseł. Jednak wojna domowa wymknęła się spod kontroli. W pewnym momencie krwawa fala sukcesów nieregularnych oddziałów chłopskich pod wodzą  Munzera skończyła się. W maju 1525 roku chłopi zostali pobici w Szwabii w nierównej walce przeciwko dobrze uzbrojonym i zorganizowanym, wspieranym przez artylerię wojskom książęcym. W ciągu następnych dwóch miesięcy pokonano ich w całych Niemczech. Nastąpiła teraz zemsta feudałów, palenie zbuntowanych wiosek, morderstwa i tortury. Po wojnie panowie zwiększyli jeszcze bardziej obciążenia pańszczyźniane. Życie chłopów stało się jeszcze trudniejsze niż przez buntem. Pozostała tylko nadzieja w wierze ewangelickiej, którą w przeważającej części przyjęli. Ale jak się okazało, represjonowano ich również za to. Wtedy to część z nich, całkowicie zdesperowana i bezsilna, porzuciła swoje chałupy i całymi rodzinami poszła szukać spokojnego miejsca tam, gdzie, jak sądzili, nikt nigdy nie będzie ich prześladował i wyzyskiwał. Takim miejscem była wtedy Polska, która zachęcała niemieckich chłopów do osiedlania i zagospodarowywania nieużytków . Przybywali, więc do nas pierwsi, na razie
nieliczni osadnicy z różnych stron Niemiec. Ich cały majątek mieścił się najczęściej w tobołku niesionym na plecach. Dotarli i w te okolice. Zatrzymywali się jak najbliżej płynących tutaj rzeczek: Bawół i Czarnej Strugi. Budowali szałasy, prymitywne ziemianki, chaty z gliny. Potem zabrali się do karczowania drzew, chaszczy, korzeni. Oczyszczanie najmniejszego poletka, na którym można było posiać pierwsze ziarna owsa, trwało czasem kilka lat. Pracowali tak całymi rodzinami od świtu do nocy . Przy zagospodarowaniu nieużytków nigdy nie otrzymali żadnej pomocy. Później, po wojnach, przychodzili na te tereny następni osadnicy. Byli wśród nich też chłopi polscy, stanowili jednak mniejszość. W siedemnastym wieku nauczono się kopania studni. Od tego czasu można było budować osady w miejscach, gdzie nie było zbiorników wodnych i rzek. W sąsiedztwie pierwszego, starego osadnictwa powstawały wtedy nowe gospodarstwa i wioski. Tak żyły obok siebie dwie społeczności: niemiecka i polska. Dbały o własny język, własną religię i kulturę. Odmienność nie przeszkadzała im jednak w dobrosąsiedzkich stosunkach. Tak było przez setki lat. Ciężka praca, bieda, to ich zapewne zbliżało i łączyło… .

- A jak było w czasie ostatniej wojny? – spytała dziewczyna.
- Polskie władze wojskowe powołały do obrony państwa wszystkich mężczyzn, zdolnych do służby. Również tych pochodzenia niemieckiego, jeżeli przejęli nasze obywatelstwo. Byli wśród nich i ci stąd. Po podpisaniu kapitulacji władze okupacyjne zaczęły powoływać mężczyzn pochodzenia niemieckiego, jeszcze wczoraj żołnierzy polskiego wojska, do swojej armii. Chyba po to, żeby ich jeszcze bardziej pogrążyć. Poszli, więc jako Niemcy na tę brudną wojnę pod przymusem bezwzględnego prawa. Ci prości biedni chłopi zostawili swoje matki, żony, dzieci. Mieszkających tutaj Polaków wysyłano natomiast na przymusowe roboty do Niemiec. A władze zachęcały niemieckich gospodarzy do przejmowania po Polakach lepszych gospodarstw. Na tych terenach były to jednak sporadyczne przypadki.
- Przypuszczam, że Polacy i Niemcy skłócili się między sobą.
- Wojna poróżniła ich, ale nie do końca rozerwała więzi. Zdarzały się przypadki, że w trudnych chwilach obie nacje z narażeniem własnego życia pomagały sobie tak jak dawniej. Ale słuchaj dalej. Kiedy wybuchła woja ze Związkiem Radzieckim, do rodzin niemieckich żołnierzy coraz częściej dochodziły złe wiadomości. O śmierci lub niewoli najbliższych. Natomiast oficjalna propaganda milczała o niepowodzeniach wojsk niemieckich na froncie wschodnim. Aż nadszedł rok 1944. koniec wojny zbliżał się wielkimi krokami. Wśród osadników pochodzenia niemieckiego zapanował niepokój. Co z nimi będzie? W wojsku mają swoich synów, mężów. Czy powrócą z wojny? Czy żyją? A może nigdy się nie odnajdą? Co robić? Trzeba uciekać, a przecież od wielu pokoleń to właśnie tutaj była ich mała ojczyzna. Zimą coraz częściej zobaczyć można było furmanki z Niemcami uciekającymi na zachód. Pozostawiali tutaj wszystko: dorobek wielu pokoleń, wiarę, nadzieję. W okolicy pojawiały się też małe, rozbite, niezorganizowane oddziały wojskowe, a nawet pojedynczy żołnierze niemieccy… .

- W pierwszych dniach nowego roku [1945] uciekła większość Niemców zamieszkałych w
tej i pobliskich wsiach. Kilkanaście tysięcy ludzi. Pozostali jedynie starzy, schorowani i kobiety z dziećmi czekające na swoich mężów. Po wojnie mieszkali tu jeszcze kilka a nawet kilkanaście lat, lecz traktowano ich jak obywateli drugiej kategorii. Po raz kolejny historia zemściła się na nich. Pozabierano im wszystko. Często zdarzało się, że pracowali na swoim byłym gospodarstwie w charakterze parobka. Reszta Niemców pracowała w nowo tworzących się państwowych gospodarstwach rolnych za przysłowiowy bochenek chleba. Tylko niewielką część tych najbiedniejszych Niemców najczęściej mieszkających głęboko w lesie pozostawiono w spokoju w swoich chałupach i biedzie.
- Co się w końcu z nimi stało? – Zapytała Zosia.
- W połowie lat pięćdziesiątych pozwolono im wyjeżdżać w ramach tak zwanej akcji łączenia rodzin do niedawno powstałej NRD….


Zosia całkowicie oddała się fotografowaniu …. Teraz fotografowała stare, opuszczone,
kryte strzechą chałupy, studnie żurawie, na których czasem wisiał jeszcze przerdzewiały wymborek , płoty, stodoły, podwórka, gdzie zobaczyć można było po latach ślady koła wydeptanego przez konie, kiedyś chodzące w kieracie.
- Te chałupy, które fotografujesz, budowane z gliny i wrzosu, stoją już ponad dwieście lat. Gdyby ktoś w nich zamieszkiwał i dbał o pokrycie dachu, na pewno stałyby jeszcze bardzo długo…  .

- Pyta pan, jak tu jest – gospodarz rozpoczął rozmowę . – Bieda .
 Kto wie, czy to właśnie nie ona przez pokolenia wycisnęła na tych ludziach największe piętno. Nigdy nie zapomnę opowieści samotnego mężczyzny mieszkającego tu pod lasem, w jaki sposób przygotowywał się do świąt Bożego Narodzenia. Oprócz chleba, mleka i zupek w proszku kupił sobie dwa litry oranżady. Na kawałek placka zabrakło, bo do pierwszego zostało mu tylko pięć złotych. Podobnych przykładów na tych terenach nie brakuje – mówił. Latem można trochę podreperować budżet, zbierając jagody, poziomki, grzyby. Najgorsza jest jednak zima. Wtedy trzeba kupić, chociaż parę worków węgla, żeby w mroźną noc ogień utrzymał się nieco dłużej. We wsi Konary pozostały już tylko trzy zamieszkałe chałupy – kontynuował. – A nie tak dawno liczyła trzydzieści numerów. Po sąsiedzku leżała wieś Wióry. Dzisiaj już nie istnieje. Nawet na najbardziej szczegółowej mapie takiej wioski nie ma. Pamiętają ją i do dzisiaj używają jej nazwy jedynie starzy myśliwi i mieszkańcy pobliskich terenów.
     A jeszcze nie tak dawno, na początku lat pięćdziesiątych, kiedy do opuszczonych gospodarstw niemieckich wprowadzili się Polacy z pobliskich wiosek, powróciło tu życie. Dzieci chodziły do szkoły pozostawionej przez Niemców. Wybudowano ją dwieście lat temu z grubych beli drewnianych. Pusty budynek stoi do dzisiaj. Straszy otwartymi drzwiami i wybitymi szybami w  małych okienkach.
- Nie wiedziałem, że mieszkali tu Niemcy – zdziwił się młody etnograf. – To bardzo ciekawe.
- Widzi pan, te ziemie kryją prawdziwe tajemnice. Może to panu będzie dane przebadać naukowo te tereny. Szkoda, że naukowcy zapomnieli o nich.
Edward zamyślił się przez chwilę, następnie kontynuował opowieść:
     - Kilka wsi pośród lasu długi czas pozostawało bez prądu. Dopiero w roku 1978 była tu elektryfikacja. Do tego czasu życie toczyło się przy lampie naftowej. Dużo można było opowiadać o tradycji i zwyczajach mieszkańców tych okolic. Młodzież organizowała potańcówki, zapraszając to skrzypka, to znowu, w inną sobotę, grajka z harmonijką. Tańcowali do samego rana. Ciekawy był zwyczaj darcia pierza przez mężatki i panny. Zapraszano wtedy kawalerów i śpiewano. W dzień, w którym minęła połowa postu, robiono sobie przedziwne dowcipy. Brudzono łajnem okna, klamki od drzwi. Na dachy wciągano różne ciężkie przedmioty. Zdarzało się, że potrafiono wciągnąć wóz drabiniasty. Długie jesienne i zimowe wieczory spędzano na ogół w chałupach. Schodzili się sąsiedzi, członkowie rodzin. Najbardziej lubiano opowiadać o przedziwnych, pełnych grozy zdarzeniach. O duchach, o śmierci, widzianej we wsi w białym prześcieradle, o zjawach i diabłach. Można sobie tylko wyobrazić, jaką odwagą było po takich spotkaniach przejście w ciemną noc kilkuset metrów do domu.
Młody mężczyzna pytał jeszcze Edwarda o uprawy, które najczęściej występowały na tych terenach, o rękodzieło, ubiory, przyśpiewki, dowcipy. O codzienną pracę i dni świąteczne.
- Na mnie już czas – powiedział w końcu. – Dziękuję panu bardzo. Może ma pan rację, że powinienem  zająć się badaniami naukowymi tych terenów. To ciekawe wyzwanie. Muszę jeszcze rzecz przemyśleć… .

    To było jedno z ostatnich moich spotkań z Edwardem .Wróciliśmy wtedy z Grodźca do domu Edwarda. Powiedział do mnie wtedy tak : ,,Ostatnie ślady historii tych ziem to niszczejące kościoły, stare cmentarze, walące się chałupy i pamięć starych ludzi. Już niedługo czas zatrze to wszystko. Wtedy wszystkim o tym powiedz. Że tam głęboko w lesie na niewielkich wzniesieniach porośniętych konwaliami są cmentarze, w których leżą prochy ludzi, którzy kiedyś na te tereny przyszli z daleka. Mówili w innym języku. Tutaj przez setki lat żyli, ciężko pracowali. Pokochali tą  ziemię”… .


                                                    Posłowie od Autora

Czytelniku, pisząc tą książkę, chciałem Ci opowiedzieć o smutnej historii, jaka na tych terenach się wydarzyła.
Przez wiele lat zbierałem materiały. Bywałem po kilka razy w tych samych miejscach, zapomnianych przez ludzi i historię.
Starałem się przekazać Ci to wszystko jak tylko potrafiłem najlepiej, słowem i fotografią.
Zamieściłem w książce również dokładne mapki opisywanych miejscowości, które pozwolą bezbłędnie odnaleźć wybrane miejsce… .


Niedaleko od siebie oddalone miejscowości, w których znajdują się cmentarze ewangelickie opisywane w tej książce, a w których mieszkali osadnicy niemieccy.
  1. Anielewo
  2. Białobłoty
  3. Stary Borowiec
  4. Grodziec
  5. Józefów
  6. Kolonia Jarantów
  7. Kolonia Obory
  8. Konary
  9. Łazinsk I
  10. Łazinsk II
  11. Michalinów Trąbczyński
  12. Michalinów Oleśnicki
  13. Nowe Grądy
  14. Nowa Kaźmierka
  15. Orlina Duża
  16. Piskory
  17. Stare Grądy
  18. Stara Kaźmierka
  19. Stawiszyn
  20. Święcia
  21. Wielołęka
  22. Wierzchy
  23. Wrąbczynkowskie Holendry
  24. Zagórów
  25. Zamęty
  26. Zarzewek

[ Dalej : mapy topograficzne i  zdjęcia  pokazujące usytuowanie i  współczesny  wygląd
  cmentarzy  i kościołów ewangelickich , starych domostw … razem 106 s.]

[Ostatnie opisy:]

Kościoły puste spalone
Ale są również te żywe,do których przychodzą katolicy , to znowu w inną niedzielę
wierni Kościoła Augsbursko-Ewangelickiego.

Cmentarze te w lasach zapomniane.
Kiedyś ktoś tu przyszedł, pochylił się nad mogiłami ,zostawił kwiaty .
Czasem przybiegnie sarenka , schroni się za nagrobkami i zaśnie aż do wieczora
w tej ciszy .

Stare szkoły i chałupy , polskie czy niemieckie , gdzieniegdzie jeszcze zamieszkałe ,
przetrwały tyle lat . Umierają razem powoli .

Zajęcze  czworaczki  –  symbol  odradzającego się  życia  i  nadziei .”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz