19.04.2025

TRZY ANEGDOTY - REGIONALNE

 

   ANEGDOTY TRZY    (  lokalne  i  prawdziwe )

...

   Anegdota 1 –  ,,Białobłocka” czyli jak pleszewscy komuniści w diabła wierzyli.

  Jak  pleszewscy  towarzysze  w  diabła  wierzyli   oraz   jak  o  Białobłoty  i  okolice  dbali      ( dbają … ). W początkowych  latach  70-tych  XX w.  do  mego  dziadka  Stanisława,  w  Białobłotach  mieszkającego ,  niekiedy  udawali  się  różni  badacze  i  dziennikarze – by  o  garncarstwie – zawodzie  zanikającym  – coś  tam  się  dowiedzieć.  Jeden  z  nich, jadąc z Poznania  do  Białobłot, udał  się  najpierw  do  Pleszewa,  by  tam, w  lokalnym  ośrodku  władzy,   przeprowadzić  wywiad  z  towarzyszami  partyjnymi  -  komunistami   miastem  i  powiatem  władającymi.  Po  przeprowadzonym  wywiadzie, gdy  dziennikarz  oznajmił, że musi  jeszcze  udać  się  do  Białobłot – owi  towarzysze  pleszewscy, próbowali  go  zniechęcić  do  tej  wyprawy,  gdyż  jak  określali:  ,,Tam  diabeł  kładzie  się  spać  i  mówi  dobranoc ”.  Dziennikarz  jednak  dotarł  do  zaniedbanej  i  wyśmiewanej  przez  pleszewskich  towarzyszy  miejscowości, wywiad  przeprowadził  i  nawet   z  dziadkiem ,  co  nieco  pośmiał  się  z  pleszewskich  towarzyszy – tych,  którzy  mimo  leninowskich  ateistycznych   zaleceń    w   diabła   jeszcze  wierzyli. Czy  towarzysze  pleszewscy  z  diabłem  bliższe  konszachty  mieli, czy  chcieli  jedynie , by w  Poznaniu  za  dużo  nie   wiedzieli  o  skali  zaniedbań  w  niektórych  rejonach  powiatu  pleszewskiego - trudno  jednoznacznie   powiedzieć ? Faktem  jednak  jest,  że  do  dziś  łączność  między  Pleszewem  a  Białobłotami  nadal  bardzo  utrudniona  jest ,  a  na  zrobienie  normalnego  połączenia  drogowego , również  kolejne  ekipy  rządzące  w  ,,plesiewskiej  obłasti”  niechętne  są.

...

    Anegdota  2 –  ,,Orlińska” – ubecka.

   Całkiem  niedawno  pewien  nieco  starszy  mój  znajomy,   pochodzący  z  okolicznej  miejscowości, opowiedział  mi  taką  oto historię.  Miał  kolegę ,  który  po  szkole  ponadpodstawowej  poszedł  do  pracy  w  Służbie  Bezpieczeństwa.  Otóż  ten  jego  kolega  – esbek (  lub  jak  mówią  niektórzy  – ubek  po  liftingu) w  latach 60-tych  XX w.  ( okres  przed  elektryfikacją )  przyjeżdżał   samochodem   (a  wtedy  to  było  coś !)  na  Orlinę i do  okolicznych   miejscowości,  by  przeprowadzać   z  wybranymi  osobami  wywiady… .  Czy  dotyczyły  one   bieżących  spraw … ,  czy  też  czasów  ,,bohaterskiej  sowieckiej  partyzantki”  , czy  ,, bandytów  z  AK” ,  którzy  kiedyś   w naszych  pięknych  lasach  znajdowali   schronienie  i  byli  tu  zwalczani … , czy  było  mu  to  potrzebne  do  robienia  kariery   i  pisania  pracy  w  wyższej  szkole  im. Feliksa Dzierżyńskiego  -  tego  na  100%  nie  wiem ? …  nie  śmiałem  dopytywać.   W  każdym  razie  przyjeżdżał  tu  wielokrotnie  i  miał  zwyczaj  stawania  swym  autem  przed  miejscowym  sklepikiem … i  wg  jego relacji:  … ,, schodzili  się  miejscowi  ludzie, by  autko  jego  podziwiać -  i  słuchać  radia,  które ,,puszczał ” specjalnie  na  cały  głos…, i  zaglądali  ludziska do  samochodu przez  szybki – bo  nie  mogli  uwierzyć  –  że  nie  ma  tam  nikogo takiego,  … co  to ,,godo  i  spiywo”. Tak  oto  niezbyt  rozgarnięty  przedstawiciel  ubeckich  spec-służb   ,,widział”   okoliczną   ludność  jeszcze  w  latach  60-tych  XX w. -  czyli  całkiem  niedawno.  Na  szczęście  w  1969 r.  elektryfikacja tych  terenów  ominąć  już  nie  mogła…  i  ludzie  sami  sobie  radia  kupili …  i  nie  musieli  już  słuchać  ubeka.

...

     Anegdota  3  – ,,Konińska” – czyli o  słodko-gorzkiej  władzy  ludowej.

    By  towarzysze  partyjni  z  Konina  nie  poczuli  się  niedowartościowani   i   by  pamięć  o  ich  czynach   nie  zanikła  -  to  również  trochę  o  nich .  W  okresie  powojennym,  w  tzw. czasach  stalinowskich   lub  inaczej  bierutowskich,  władza  ludowa   masowo  wsadzała   lud  pracujący  wsi  za  kratki  lub  do  obozów  pracy  przymusowej,  z  powodu  niewywiązywania  się  z  obowiązkowych  dostaw, a  pośrednio  by  ,,zachęcić”  lud  pracujący  wsi  do  socjalistycznych, czyli  kołchozowych  form  gospodarowania. Z Białobłot, należących wówczas do  gminy  Grodziec i powiatu  konińskiego, również  sporo osób  po  kilka  dni  w  areszcie  konińskim  spędziło.  Był  wśród  nich  także  mój  ojciec, który  poszedł  tam  w  zastępstwie  swego  ojca  –  właściciela  gospodarstwa -  ale  nie o  tym  teraz.  Jak wyglądały  aresztowania  chłopów  opisał   jeden z  adwokatów  pracujący  wówczas  przy  konińskim  sądzie.  Oto  fragmenty  opisu:  ,,Wieś  była szczególnie  szykanowana  na  początku  lat  pięćdziesiątych. Władze  zmuszały chłopów  do  sprzedawania państwu  nierealnie  dużych  ilości  płodów  rolnych. Niewywiązywanie  się  z  umów  kontraktacyjnych  surowo  karano. Prawo  było  bezwzględne. W okresie  nasilonego  represjonowania  rolników, w  prokuraturze  konińskiej  codziennie  wydawano  kilkanaście  nakazów  aresztowania . Codziennie  ulicą  Armii Czerwonej,  w  kierunku  sądu,  w  asyście  milicyjnej  podążały  grupy chłopów . Brakowało  milicjantów do  konwojowania  aresztantów. Areszty  i  więzienia  były  zapełnione  rolnikami”.  Do  Konina  zwożono również  aresztantów  z  dalszych  okolic. Adwokat   ten  zapamiętał  dość  zabawną  historię aresztanta, którego miał  bronić  i  który  wyjątkowo przy  doprowadzeniu  do  sądu,  nie był  zakuty  w  kajdany.  ,,Kajdanki  (a właściwie  ich  brak )  tak  utkwiły  mi w pamięci, że  podczas  przerwy poprosiłem milicjanta o  wyjaśnienie.  Plutonowy powiedział: …Zabrałem go wczoraj po  południu  z  ośrodka  pracy  w  Sosnowcu  i  zgodnie  z  przepisami  -  skułem  kajdankami.  W nocy  byliśmy  w  Poznaniu. O czwartej  rano  wsiedliśmy w pociąg do  Konina. Pociąg  był  prawie  pusty. Listopad. Zimno. Człowiek  zmęczony, niewyspany, zły. Gdzieś  przed  Wrześnią  rozkułem  aresztanta, bo  musiał  iść  za  potrzebą  i … zasnąłem. Obudziłem  się czując, że szalik  zaciska się  na  mojej  szyi. Zdrętwiałem i -  nie  otwierając  oczu  próbowałem  wymacać  pepeszę. Nie  znalazłem  jej. Spocony  ze strachu  usłyszałem głos  aresztanta, …otworzyłem  oczy i zobaczyłem, że  trzyma  mój  pistolet  maszynowy. – ,,Panie  plutonowy  to  Kunin.  Będziem  wysiadać. Pan tak  smacznie  spał, to ja pana nie  budził. Automat  cały  czas  trzymam  na  kolanach, żeby  jakiś  łobuz  nie  ukradł. To  skarbowa  rzecz i  jakby  zginęła, to  byśmy musieli  pewno po  połowie  płacić” – tak  powiedział  mi  ten  chłopina. I co, miałem  go  znowu  zakuć  w  kajdanki ? ”. Można  podsumować: ,,tak to chłopina- poczciwina  uratował  tyłek władzy,  która go  prześladowała.

                                                                           Piotr Czajczyński,    Białobłoty – czerwiec 2017r.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz